Wykonawca: George Dorn Screams
Tytuł: O'Malley's Bar
Data wydania: 9.02.2009
Label: Ampersand
Przede wszystkim jest to trudna płyta. Wymaga czasu. Ma specyficzny klimat. Może to inspiracja zaczerpniętym z Nicka Cave'a tytułem, ale wszystko wydaje się przysłonięte dymem papierosowym. Jest duszno.
Pomimo ciekawych pomysłów aranżacyjnych [rytm na pięć w Clumsy Dance, pulsujący bas Summers, Springs And Winters] utwory słabo zapadają w pamięć. Brakuje czegoś na miarę 69 Moles z debiutu. Najbardziej wyraziste jest Hangover Tune z riffem przypominającym Slinta z płyty Spiderland.
Brzmienie jest mocne i charakterystyczne, może trochę zbyt zlewające się, co prawdopodobnie wywołuje przydymione skojarzenia. Nie przypisywałbym tych cech wyłącznie produkcji Johna Congletona, bo zespół świadomie operuje instrumentami [przede wszystkim gitary!].
W O'Malley's Bar panuje smutek, ale nie ten rozrywający jak tygrysa pazur, tylko taki, co nie pozwala wstać z łóżka. Jak w depresji. Apatycznie śpiewająca Magda Powalisz jakby chciała zniechęcić nas do słuchania. Co jakiś czas pojawiają się nawracające ataki gitarowego hałasu. Emocje są przytłumione, czasem nawet wysilone i mało autentyczne. Jak w depresji, prawda?
W końcu następuje przełom. Gdy pojawia się męski wokal, George Dorn Screams zaczyna mówić pełnym głosem. Messages From A Drunken Broom to najlepszy utwór na albumie i tego albumu kulminacja. Rozbudowana kompozycja ładunkiem emocjonalnym dorównuje największym dokonaniom MONO. George Dorn wreszcie krzyczy, żeby otrząsnąć się z apatii*, w której tkwił przez ostatnie 40 minut.
Na koniec jedna z prac z konkursu na teledysk do Cul-de-Sac:
*Apatia – stan znacznie zmniejszonej wrażliwości na bodźce emocjonalne i fizyczne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz