środa, 11 lutego 2009

George Dorn Screams : 10.02.2009

Wyobraźcie sobie pusty kartonik po soczku owocowym, takim, który pije się przez słomkę. Bierzecie tę słomkę i dmuchacie ile sił w płucach. Co się dzieje? Kartonik się rozszerza, pęka wręcz w szwach, a Wy się męczycie, brakuje Wam tchu. Właśnie tak męczyli się George Dorn Screams, próbując znaleźć wystarczającą ilość miejsca dla swojej muzyki na piętrze Starego Kina. Tak właśnie męczył się klub, właśnie tak jak ten dmuchany kartonik. Tak wreszcie męczyła się wokalistka, próbując przebić się przez ścianę gitar. Do utraty tchu.

Napisałem, że liczę na większą dawkę energii na żywo. Była większa dawka energii. Było dużo gitarowego jazgotu, była ekspresyjna gra na perkusji, były miotania się na scenie. Zespół trochę tylko nie mógł się odnaleźć w nowej (?) koncepcji, w której gitary dominują nad wokalem. A może nie taki był zamysł? W każdym razie Magda została przytłoczona. A szkoda.












Były niestety momenty, w których się nudziłem. Nie mogę jednak do końca winić za to Dżordżów. Po prostu przejadła mi się post-rockowa konwencja. Kiedyś potrafiłem słuchać Mogwai z zapartym tchem, Explosions in The Sky sprawiali, że osiągałem stan nirwany, nawet California Stories Uncovered mogło się podobać. Teraz jest już troszkę inaczej. Dlatego ucieszył mnie cover Joy Division i dźwięki klawiszy typu raczej vintage.

Płyty nie kupiłem od razu, czego pożałowałem już na drugi dzień, gdy poszedłem jak cywilizowany człowiek do Empiku i dowiedziałem się, że "ni ma". To samo dotyczyło debiutu Drivealone i podobno nie byłem pierwszy, który pytał i nie dostał. Ech, ten polski rynek muzyczny... Ech, ta nieudolna dystrybucja płyt... :)

2 komentarze:

  1. Było kupić PRZED koncertem :P ja mam i jedną i drugą płytę.
    Alem lżejszy o 50 PLN - drogo kosztuje nagrywanie w USA. EIMIC jeno 20 kosztowało...

    OdpowiedzUsuń
  2. 25 to w sumie niedużo... ja zamówiłem w empiku, zapłacę za to samo 63 zł... ale Polak mądr po szkodzie :)

    OdpowiedzUsuń