Po koncercie, wieczorem późnym, kiedy wielu już śpi, można było porozmawiać z Oszibarackiem. Oszi-ludzie, mimo zmęczenia, zgodzili się na wywiad. Zgodzili się w trybie natychmiastowym, w sposób klimatyczny, w konwencji raczej odprężająco-żartobliwej. Były rozmowy najróżniejsze przed wywiadem i po wywiadzie. Konwersować lub żartować sobie z takimi otwartymi ludźmi to doprawdy przyjemność. Zwłaszcza, że mnie jeszcze lepiej słucha się teraz muzyki przez nich robionej. A Wam będzie się za chwilę miło czytać, co takiego powiedzieli.
Z: Dostaliście nominację do nagrody wARTo [przyp. red.: nagroda przyznawana przez „Gazetę Wyborczą” dla artystów wrocławskiej sceny muzycznej]. Czyli warto robić w Polsce dobrą muzykę, tzw. alternatywną. Warto?
A: Ja rozumiem, że ktoś potrzebuje w jakiś sposób sklasyfikować, uporządkować rzeczywistość, która go otacza. A w szczególności potrzebuje tego świat dziennikarski, no bo taki jest i takie ma zadanie. Mi się trudno odnieść do tzw. nagród.
... nawet parę dni temu dostaliśmy nominację do Fryderyków w kategorii alternatywa, co nas też kompletnie zaskoczyło. Ale jakoś pomijam… nie będę bawił się w hipokryzję à la Kazik. I powiem szczerze, że jest nam miło. I to wszystko. Ale żeby to miało jakiś wpływ na to, co będziemy dalej robić? Może nas tylko motywować, o tak. Ma się fajne, takie świetne poczucie, że, kurczę no, jednak ludzie widzą to, co robimy, doceniają. I to bardzo nas stymuluje. No to oczywisty mechanizm jest, nic nowego nie powiedziałem.
Z: Skąd taki pomysł na swój image?
Oszi:
Z: Co z tym rynkiem węgierskim i czeskim, na które wkraczacie? Czy coś więcej wiadomo już?
Oszi:
A: Oficjalnie jest na stronie tylko oczywiście napisana informacja dotycząca epki w Czechach i na Węgrzech, bo to miało miejsce i rozmowy zostały poprowadzone. Zapewnił nas nasz wydawca, że płyta zostanie wydana na Węgrzech i w Czechach. Po czym okazało się, że nastąpił kryzys. I czeska strona [oddział EMI] się wycofała. Już tego nie komentowaliśmy w żaden sposób, no bo najwyraźniej… Zresztą wydawanie płyt to jest jedno, trzeba mieć też porządnego agenta, który się tobą zajmie zagranicą. No bo trzeba się wtopić w środowisko. Bo to nie jest tak, że wydasz sobie płytę zagranicą i jest świetnie. Nie. Nie jest świetnie. Musisz jeździć, poznawać ludzi, spotykać się z nimi. Brzydkiego słowa użyję, ale inne nie przychodzi mi na myśl:
To jest kawał ciężkiej pracy. A my przede wszystkim robimy to dla przyjemności. Bo gdybyśmy to chcieli robić tylko dla pieniędzy, to pewnie rzucilibyśmy nasze dotychczasowe zajęcia i rzucilibyśmy się w wir, zaryzykowalibyśmy. Nie wiem no, trudno mi teraz powiedzieć cokolwiek, taka jakaś refleksja mnie naszła…
Z: A co najbardziej lubicie w swojej muzyce, w tym, co robicie? Co Wam sprawia największą frajdę zawsze: czy to na próbach, czy na koncertach?
P: Sam moment tworzenia ja lubię. Ale tak naprawdę to
Na szczęście jestem tą osobą, której przyjemność zapewnia też byt, więc jestem wśród tych szczęśliwców… No i tyle.
Tomek: Na scenie chyba najbardziej frajdę sprawia nam to…
I to nas nakręca, i daje nam taki motor, prawda?
A:
Co nas najbardziej interesuje? Wiesz co? No chyba mnie najbardziej interesuje ten proces twórczy. Ten moment, kiedy coś powstaje. Kiedy powstają nowe utwory. Kiedy powstaje nowa koncepcja. Ten taki dreszczyk emocji. No to to jest chyba najpiękniejsze, dla tego warto żyć. A potem, kiedy powstaje ten utwór, wspólnie się nim cieszymy. Zabawna sprawa! Bo w latach 50. zaczął powstawać rock’n’roll na bazie bluesa i country, i soliści występowali.
[tu nastąpiły, w totalnie ciekawym momencie, problemy techniczne – przykra ironia losu]
Agim zrobił bardzo krótki przegląd początków funkcjonowania bandów muzycznych w XX wieku. Zwrócił przy tym uwagę, co szalenie mi się podobało, na współpracę. Stwierdził, że w robieniu muzyki najlepsze jest to, że tworzy się ją wspólnie. Zespół jest więc gwarantem nie tylko powstania dobrej muzyki, ale też ostoją szczęścia, bazą kreatywności, przyczółkiem spełnienia.
A wiesz co? A powiem Ci zabawną historię!...
Niektórzy muzycy mają to do siebie, że mówią nie tylko tworzoną muzyką, ale tekstem niegorszym od melodii. Ich usta więc czasem mają uszy, a uszy odbiorców mają skrzydła, którymi mogą odlecieć w błogi niebyt.
Z: Dostaliście nominację do nagrody wARTo [przyp. red.: nagroda przyznawana przez „Gazetę Wyborczą” dla artystów wrocławskiej sceny muzycznej]. Czyli warto robić w Polsce dobrą muzykę, tzw. alternatywną. Warto?
A: Ja rozumiem, że ktoś potrzebuje w jakiś sposób sklasyfikować, uporządkować rzeczywistość, która go otacza. A w szczególności potrzebuje tego świat dziennikarski, no bo taki jest i takie ma zadanie. Mi się trudno odnieść do tzw. nagród.
... nawet parę dni temu dostaliśmy nominację do Fryderyków w kategorii alternatywa, co nas też kompletnie zaskoczyło. Ale jakoś pomijam… nie będę bawił się w hipokryzję à la Kazik. I powiem szczerze, że jest nam miło. I to wszystko. Ale żeby to miało jakiś wpływ na to, co będziemy dalej robić? Może nas tylko motywować, o tak. Ma się fajne, takie świetne poczucie, że, kurczę no, jednak ludzie widzą to, co robimy, doceniają. I to bardzo nas stymuluje. No to oczywisty mechanizm jest, nic nowego nie powiedziałem.
Z: Skąd taki pomysł na swój image?
Oszi:
Z: Co z tym rynkiem węgierskim i czeskim, na które wkraczacie? Czy coś więcej wiadomo już?
Oszi:
A: Oficjalnie jest na stronie tylko oczywiście napisana informacja dotycząca epki w Czechach i na Węgrzech, bo to miało miejsce i rozmowy zostały poprowadzone. Zapewnił nas nasz wydawca, że płyta zostanie wydana na Węgrzech i w Czechach. Po czym okazało się, że nastąpił kryzys. I czeska strona [oddział EMI] się wycofała. Już tego nie komentowaliśmy w żaden sposób, no bo najwyraźniej… Zresztą wydawanie płyt to jest jedno, trzeba mieć też porządnego agenta, który się tobą zajmie zagranicą. No bo trzeba się wtopić w środowisko. Bo to nie jest tak, że wydasz sobie płytę zagranicą i jest świetnie. Nie. Nie jest świetnie. Musisz jeździć, poznawać ludzi, spotykać się z nimi. Brzydkiego słowa użyję, ale inne nie przychodzi mi na myśl:
To jest kawał ciężkiej pracy. A my przede wszystkim robimy to dla przyjemności. Bo gdybyśmy to chcieli robić tylko dla pieniędzy, to pewnie rzucilibyśmy nasze dotychczasowe zajęcia i rzucilibyśmy się w wir, zaryzykowalibyśmy. Nie wiem no, trudno mi teraz powiedzieć cokolwiek, taka jakaś refleksja mnie naszła…
Z: A co najbardziej lubicie w swojej muzyce, w tym, co robicie? Co Wam sprawia największą frajdę zawsze: czy to na próbach, czy na koncertach?
P: Sam moment tworzenia ja lubię. Ale tak naprawdę to
Na szczęście jestem tą osobą, której przyjemność zapewnia też byt, więc jestem wśród tych szczęśliwców… No i tyle.
Tomek: Na scenie chyba najbardziej frajdę sprawia nam to…
I to nas nakręca, i daje nam taki motor, prawda?
A:
Co nas najbardziej interesuje? Wiesz co? No chyba mnie najbardziej interesuje ten proces twórczy. Ten moment, kiedy coś powstaje. Kiedy powstają nowe utwory. Kiedy powstaje nowa koncepcja. Ten taki dreszczyk emocji. No to to jest chyba najpiękniejsze, dla tego warto żyć. A potem, kiedy powstaje ten utwór, wspólnie się nim cieszymy. Zabawna sprawa! Bo w latach 50. zaczął powstawać rock’n’roll na bazie bluesa i country, i soliści występowali.
[tu nastąpiły, w totalnie ciekawym momencie, problemy techniczne – przykra ironia losu]
Agim zrobił bardzo krótki przegląd początków funkcjonowania bandów muzycznych w XX wieku. Zwrócił przy tym uwagę, co szalenie mi się podobało, na współpracę. Stwierdził, że w robieniu muzyki najlepsze jest to, że tworzy się ją wspólnie. Zespół jest więc gwarantem nie tylko powstania dobrej muzyki, ale też ostoją szczęścia, bazą kreatywności, przyczółkiem spełnienia.
A wiesz co? A powiem Ci zabawną historię!...
Niektórzy muzycy mają to do siebie, że mówią nie tylko tworzoną muzyką, ale tekstem niegorszym od melodii. Ich usta więc czasem mają uszy, a uszy odbiorców mają skrzydła, którymi mogą odlecieć w błogi niebyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz