*.*
Trochę brak mi słów, trochę dźwięków mam nadal w brzuchu, trochę posmaku moreli w ustach. Miło-miło-miło. Świetnie. Rwąco-ciekawie, odprężająco-wciągająco.
To jest koncert zagrany znakomicie, ponętnie, energetycznie, zabawnie. Koło euforii toczyło się najpierw ze sceny, potem wpadało w tłum ludzi, tam robiło rewoltę i rykoszetem, odbijając się od ciał, wpadało znów między muzyków. Zamknięte koło, otwartość doznań.
Moshi moshi i Plim plum plam czyli dwa albumy zespołu zagrane zostały twórczo, świeżo i bardzo dobrze. Zagrane, nie odgr[z]ane z płyty. Tworzyły się nowe jakości.
Podbicia drgały w kolumnach [świetne!], potem drgały ciała w Eskulapie. Drgały ożywczo, mocno, z uśmiechem między nosem [wciągającym dźwięki] a bródką [odbijającą wolne atomy powietrza]. Ciała wyraźnie miały radość z przebywania, tchnęło od nich prawdziwą uciechą. Gięły się mocno, gięły wytrwale. Chłonęły wszystko.
Gig był znakomity. Uroczy. Wokal Patrisii, elektroniczne dźwiękulce Agima, wybicia i dźwiękodajnie reszty wpływały dodatnio na ciała. Ujemne były tylko temperatury za Eskulapem. Naprawdę, perfekcyjne party na koniec tygodnia z mnóstwem najprzyjemniejszych doznań, z wodzirejem [a był taki, przynajmniej początkowo], z tym specyficznym katalizatorem, jaki się ma po szałowych zabawach. Ciała są zaspokojone już na jakiś czas. Ciała się uśmiechają całymi sobą.
Niektóre z ciał mogły zostać na afterze, inne - nie [np. moje; słyszałam kawałki didżejki, były smakowite bardzo! ktoś był i może zaświadczyć, że dobre? mi żal było, że nie mogę zostać].
Grupa ciał, robiąca z pasją muzykę. Grupa ciał, szaleńczo smakujących atmosferę i melodie.
Dwie grupy na przeciwko siebie, ze sobą, dla siebie. Bez walki. Ogólne porozumienie. Melodyjna miłość najsłodsza, morelowa.
Dwie grupy na przeciwko siebie, ze sobą, dla siebie. Bez walki. Ogólne porozumienie. Melodyjna miłość najsłodsza, morelowa.
Szkoda, że Wrocław nie jest w Poznaniu.
Życzę sobie i nam wszystkim, żeby taki Wrocław przyjeżdżał częściej do Poznania i sprawiał, że potencjalnie pechowy piątek trzynastego ma szczególnie dobre notowania - emocjonalnie-muzyczne.
Życzę sobie i nam wszystkim, żeby taki Wrocław przyjeżdżał częściej do Poznania i sprawiał, że potencjalnie pechowy piątek trzynastego ma szczególnie dobre notowania - emocjonalnie-muzyczne.
Idealny koncert.
Soczysty. Morelowy taki.
Po prostu znakomita zabawa obustronna. A teraz po prostu Oszi:
Soczysty. Morelowy taki.
Po prostu znakomita zabawa obustronna. A teraz po prostu Oszi:
Wywiad z zespołem Oszibarack, część I
[okoliczności wywiadu zostaną podane w kolejnej notce]
Zuzanna: Skąd taka węgierska nazwa zespołu?
Patrisia:
+ wymowa węgierska w wykonaniu Patrisii:
Z.: Sprawdziłam kiedyś, że 'sz' czyta się jak 's'...
Agim: Tak, odwrotnie: 's' jak 'sz', 'sz' jak 's'. Więc jeżeli masz 'sz', to 'ysibarack'. Dokładnie. Ale spolszczyliśmy tę nazwę. Właściwie nie my spolszczyliśmy, tylko dziennikarze spolszczyli. Tak się przyjęło - jest 'oszibarak'. Dla nas nazwa tak naprawdę nie ma większego znaczenia, jest to tylko reklamówka zespołu w jakiś sposób. My ani nie przywiązujemy zbyt dużej wagi do nazwy, [stąd to nie ma jakiegoś większego znaczenia, stąd taka kuriozalna nazwa], ani też nie przywiązujemy zbyt dużego znaczenia do wymowy, ponieważ jest to swobodna interpretacja naszej twórczości. Wielu znawców języka węgierskiego pisze na forum [nie raz znalazłem, czasami zaglądam na forum], że jak możecie pisać, czytać, że 'oszibarak', przecież to absurd! Ja mam świadomość tego, ale jakby to nie ma znaczenia, to jest nazwa własna w tym momencie. No, niektórzy się nawet śmieją, że staliśmy się Polakami we własnym kraju. Bo teraz Barack Obama i 'oszibarak' to jakoś się ze sobą wiąże [hehe]... Ale historia jest bardzo prozaiczna, już wiele razy o tym wspominaliśmy. Kiedyś na jedną z prób kupiliśmy sobie sok brzoskwiniowy produkcji węgierskiej. I była ta piękna, dźwięczna nazwa. I Tomek patrzy: ja pierdzielę, jaka nazwa! piękne!. Muzyka nasza też eksplorowała w dziwne rejony [dziwne w cudzysłowie, oczywiście, bo jesteśmy odważni, staramy się eksplorować rzeczy, które są dla nas jakimś novum, przynajmniej tak nam się wydaje]. Więc pomyśleliśmy, że taka nazwa świetnie firmowałaby to, co robimy. I tak zostało. I pięknie. Jest to jakiś nasz kapitał. I cieszymy się. [hehe]
cdn.
Toś mi narobiła teraz smaka na nich! No i teraz żałuję, że mnie nie było, ale to chyba dobrze, prawda? (:
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona blogiem, zarówno od strony wizualnej, jak i treści! Z niecierpliwością czekam na Wasze nowe pomysły :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń1) Smaka? Z przyjemnością! Żałować należy, ale może tak bez przesady - jeszcze się kiedyś na nich obowiązkowo trzeba wybrać. W kwiecie wieku są, będą koncertować. Może teraz wystarczy słuchanie pierwszej płyty 'Moshi moshi'? na dużym loopie.
OdpowiedzUsuń2) Dziękujemy za miłe słowa, zapraszamy wiecznie :)